NEWS

22.03 2010
Amanda Fucking Palmer - Ninja Gig w Warszawie

foto: Adam Robiński

Ten ninja gig to było czyste szaleństwo!!!


Staraliśmy się sprowadzić Amandę do Polski od prawie roku, aż przy trzeciej próbie już myśleliśmy, że nam się udało. Już witaliśmy się z gąską, już jej agent powiedział nam TAK. Cieszyliśmy się jak dzieci! Ale nie było nam jeszcze tym razem dane zorganizować regularnego gigu Amandy. Tour manager zadecydował, że nie są w stanie zmieścić dwóch koncertów w czasie tej jednej wizyty, a potem od Amandy dowiedziałam się, że ma z Neilem Gaimanem swojego rodzaju umowę - kiedy jeżdżą gdzieś razem, każde jest bohaterem jednego dnia. 22 marca 2010 to był dzień Neila, który podpisywał swoje książki w EMPIK-u.

A jednak udało nam się porozmawiać z Amandą po koncercie we Wrocławiu. Obiecaliśmy jej pomoc przy ninja gigu, który zaplanowała na dzień swojego pobytu w Warszawie. Nikt jeszcze nie wiedział, jak to będzie wyglądało. Miało to być tylko kilka utworów zaśpiewanych przed EMPIKiem. Ale zakończyło się inaczej! Maciek Matysiak (wspaniały FromStage) uzgodnił z Amandą i Moniką Zarzycką z Powiększenia, że ninja gig może odbyć się właśnie w Powiększeniu. Wszyscy wiedzieliśmy o tym na pewno dopiero około 14. Zaczęła się promocja bezpośrednia: Facebook, Twitter, telefony i wiadomości do znajomych dziennikarzy i przyjaciół. Około 18 w Powiększeniu nie było jeszcze dużo ludzi. Maciek rozłożył sprzęt, żeby nagrywać cały ninja gig. W ostatniej chwili ściągaliśmy bezprzewodowe mikrofony, które i tak na nic się nie przydały, bo już przed 19 były w dolenj sali takie tłumy, że wiedzieliśmy, że Amanda nie będzie się mogła pomniędzy nimi poruszać. Ustawiliśmy jako-tako światła, sprawdziliśmy mikrofony. Tuż przed gigiem trwały poszukiwania kogoś, kto przyzna się do posiadania przy sobie nagrania Lady Gagi (Bad Romance, hymn tego pobytu!). Amanda spisała naprędce beznadziejny tekst tej piosenki, aby później w brawurowy sposób wykonać ją po raz pierwszy w życiu.

To, co nastąpiło potem, ciężko to tak naprawdę nazwać ninja gigiem. To była prawie trzygodzinna stand-up comedy, przeplatana utworami śpiewanymi wyłącznie przy akompaniamencie ukulele, na którym Amanda grała często zupełnie po partyzancku, po omacku szukając chwytów i wypróbowując różne opcje.

Zaśpiewała przepiękne Fake Plastic Trees, In Between Days, potem Dear Old House That I Grew Up In, Gaga Palmer Madonna, Oasis, Elephant Elephant (a capella, nieudolnie próbowaliśmy wtórować), Bad Romance, Creep, Makin' Whoopie. Opowiadała takie historie, że ze śmiechu bolał brzuch. Zadawała pytania, dyskutowała z nami. Wciągała tabakę. Ewidentnie bawiła się świetnie, czemu zresztą dała potem wyraz na twitterze i w mailu do nas wszystkich. Była cierpliwa, otwarta, wspaniała.

Tym wszystkim udowodniła, że jest naprawdę wielka. A to, że mnie pamiętała i pozwoliła sobie pomóc, było dla mnie najlepszą nagrodą za całe moje szszargane nerwy i nieprzespane noce, kiedy starałam się zrobić wszystko, aby tylko móc zrobić ten jeden regularny gig. Łącznie z zaciągnięciem pożyczki :)

Emi

foto: Amanda Fucking Palmer